wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział Czwarty "Historia Margaret, przyjaźń doskonała"

Ominęłam go i otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Kiwnęłam dowódcy głową, aby wszedł. W momencie gdy sylwetka mężczyzny przeszła przez próg, zamknęłam drzwi i rzuciłam zaklęcie, żeby nikt nas nie słyszał. Podeszłam do barku, wyciągnęłam whisky i ruszyłam w kierunku mojego stolika, znajdującego się na środku pokoju. Nalałam płynu do szklanki. Zrzuciłam buty w kąt i rozsiadłam się na fotelu.
-Wygodnie? - zagadnął Alec.
Całkowicie zapomniałam o jego obecności. Wzięłam łyk whisky, spoglądając jemu w te przeszywające oczy. Widząc jego determinację i ciekawość wymalowane na twarzy, westchnęłam i usiadłam prosto.
-O czym chciałeś pogadać?
Toczył ze sobą bitwę, jakby zastanawiając się, czy powinien prowadzić tą rozmowę. Uniosłam brew do góry. Zwykle bywał bezpośredni,więc w czym problem? Odstawiłam szklankę i nerwowo owinęłam ramiona wokół siebie.
-Alec?
Dowódca pokręcił głową i spojrzał mi w oczy.
-Zapadła decyzja w Twojej sprawie, Meg.
-O!
Uśmiechnął się i przejechał ręką po jego pięknych włosach. Nic nie mogłam poradzić na to, że od zawsze podziwiałam jego atrakcyjność, temperament oraz boski wygląd ciała. Kiedy wyrwał mnie z zamyślenia, miałam ochotę zniknąć pod ziemią. On nie jest dziełem sztuki, napomniałam się.
-Większość klanu nie chce wojny z Abney'ami.
Głęboko odetchnęłam z ulgą. Martwiłam się o moją sytuację, pewnie że tak. Ale nie bałam się. Alec chyba zapominał, że wcześniej już miałam do czynienia z niewolą wiedź. Na samo wspomnienie wykrzywiłam sie i potarłam rękoma twarz. Westchnęłam i zapatrzyłam się na ciesz, znajdującą się w szklance.
-To dobrze. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Nie wybaczyłabym sobie, gdyby stało się inaczej.
-Nie powiedziałem Tobie jeszcze wszystkiego. - jęknął. - Jest też grupa wampirów, która chce się Ciebie pozbyć z mojej rezydencji.
Spojrzałam na niego i zacisnęłam pięści. To było zrozumiałe i nie miałabym im tego za złe. Jednak poczułam się odrzucona. Wcześniej nadstawiałam kark i poświęcałam swoje życie, aby zapewnić im bezpieczeństwo. Jak widać, mieli to głęboko w poważaniu. Odchrząknęłam.
-A więc odejdę w momencie, gdy dostarczę Kate na miejsce. -rozluźniałam palce. - Myślę, że tak będzie najlepiej.
Alec momentalnie znalazł się u mojego boku. Usiadł na oparciu fotela i spojrzał mi w oczy.
-Ale ja nie powiedziałem, że wyjeżdżasz.
-Co? - jęknęłam.
-Zostajesz tutaj. - uśmiechnął sie szelmowsko, a jego oczach pojawił się błysk. - Co prawda nie będziesz mieszkać w rezydencji, ale w domku nad stawem.
-O jej!
Z ekscytacji aż wstałam. To było najpiękniejsze miejsce na Ziemi, które własnie Alec mi zaproponował! Rozradowana przytuliłam się do niego.
-To jest najwspanialsza kara, jaką mogłam dostać.
Alec roześmiał sie i otoczył mnie ramionami. Pogłaskał mnie po plecach i powiedział w moje włosy.
-Kilka razy zauważyłem, jak spoglądasz w okno i przyglądasz się ogrodowi. - zachichotał. - Co prawda nie jestem pewien, czy kiedykolwiek zauważyłaś ten budynek, ale mam głęboką nadzieję, że Ci się spodoba.
-No ba. - parsknęłam. - Dla mnie kompletna ruina byłaby rajem w tamtym ogrodzie.
Alec ponownie się roześmiał, a ja odsunęłam się od niego. Szczęśliwa rzuciłam się na łóżko i rozłożyłam na całą długość i szerokość. Owinęłam się pościeloną kołdrą.
-Aż tak się cieszysz z tego powodu?
Odkryłam głowę i spojrzałam na niego zszokowana.
-W takiej okolicy mieszkałam, zanim stałam się wampirem, Alec'u. -uśmiechnęłam się blado. - Tata wybudował dom jednorodzinny. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak obrzydliwie szczęśliwa jestem.
Na jego czole pojawiła się zmarszczka. Potarł dłonią po brodzie i przyjrzał mi się dokładnie. Jęknęłam. Z niechęcią oparłam się na łokciach i zwróciłam twarzą do dowódcy.
-No, pytaj.
-Pamiętasz swoje życie, jako człowieka?
To pytanie nie bardzo mnie zadziwiło. Nie chciałam z nikim dzielić się tymi przeżyciami oraz tajemnicą, która się za tym kryła. Z drugiej strony, Alec był moim przyjacielem od prawie pięciuset lat. Skinęłam głową i usiadłam po turecku, wbijając wzrok w swoje paznokcie pomalowane na czarny kolor.
-Jakim cudem? - szepnął.
Wzięłam głęboki wdech.
-W przeszłości zawarłam pakt z wiedźmą. - skrzywiłam się. -Pragnęłam dowiedzieć się, kim byłam przed przemianą. Wtedy jeszcze nie panowałam nad instynktami i żądzą krwi. -uśmiechnęłam sie i spojrzałam w jego twarz, która przybrała łagodny wyraz. - Pewnej nocy natrafiłam na czarownicę. Wgryzłam się w jej szyję, czułam jej aromat. Wtedy powiedziała coś, co powstrzymało mnie przed zabiciem jej.
-Powiedziała, że może zwrócić Tobie pamięć? - zapytał łagodnie.
Cholerna inteligencja i czujność Alec'a. Ale czego można spodziewać się po wampirze, który żyje ponad tysiąc lat? Pewnie znał już takie historie i przeszedł takie przygody, że to nie wydawałoby się jemu dziwne. Skinęłam głową i kontynuowałam.
-Przyjęłam jej propozycję, lecz pragnienie przypomnienia swojego życia było tak silne, że nie przemyślałam tego dokładnie.
Przysiadł na krańcu łóżka.
-Jej warunkiem była przysługa, którą będę dłużna.
-Idiotka. - burknął.
Uśmiechnęłam się i odwróciłam swój wzrok od przystojnej twarzy.
-Wiem, wiem. Beształam się za to przez całą egzystencję.
-W to akurat nie wątpię.
Zachichotał i rozłożył się na łóżku. Chciałam go z niego zepchnąć za tą jego pewność siebie, lecz wiedziałam, że i tak nic nie wskóram. Ziewnął i spojrzał na mnie kątem oka.
-Odpłaciłaś się?
-Ohh, tak. - mruknęłam. - Odpłacałam się im przez dwieście lat..- głos mi się załamał. - W zimnej celi, gdzie jedynym pożywieniem byly szczury pojawiające się co któryś dzień.
-Tak mi przykro. - szepnął. - Ale sie wydostałaś, moja dzielna złośnico. Jakim cudem?
Otoczył mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową. To wciąż bolało.
-To Lucas. - wyszeptałam. - Pewnego dnia wiedźmy przyprowadziły go do podziemi. Zamknęli w celi naprzeciw mnie, więc nie mieliśmy dużych problemów z komunikowaniem się.
-Chyba zaczynam lubić tego nonszalanckiego dupka. - wymamrotał.
-I kto to mówi. - odgryzłam się.
Poczułam przyjemne wibrowanie w jego klatce piersiowej, które mówiło mi, że zachichotał. Wydostałam się z jego objęć i spojrzałam w twarz.
-Ze mnie wiedźmy nie miały zbyt dużego pożytku. - prychnęłam. -Chciały mnie wykorzystywać w walce przeciw wampirom, a zabijanie moich pobratymców nigdy nie wchodziło w grę. Dalej tak jest.
-Nie żebyś regularnie mordowała wampiry z Missouli, czy coś. -uśmiechnął się.
Szturchnęłam go łokciem. Bezczelny drań. Odsunęłam się i owinęłam ramionami.
-Oni mordowali moich przyjaciół. Dla nich nie ma wybaczenia. -burknęłam. - Kontynuując, Lucas niezbyt dobrze przechodził tortury, które fundowały nam każdego dnia. - wzruszyłam ramionami. - W końcu się chłopak przełamał. Przynajmniej tak to wyglądało. - zmarszczyłam brwi. - Kiedy posłuszne im trole wyciągały go z celi, ten zaatakował stwory. Cholera, do tej pory nie wiem, jak on to wykombinował.
-Nie doceniłaś go.
Powoli skinęłam głową i skrzywiłam się na twarzy.
-A i owszem. Zabił trole, a mnie wyciągnął z celi. Jako, że byłam wygłodzona, przemęczona, obolała wiecznymi torturami, słaba i załamana, nie miałam siły walczyć. Kiedy wiedźmy przybyły zobaczyć, co się dzieje, Lucasa determinacja minęła. Znowu zdobyły go w swoje łapska. - spojrzałam w niebieskie oczy Alec'a.- Jedno ich słowo, a my byliśmy posłusznymi pieskami.
-Teraz boisz się, że sytuacja się powtórzy, prawda?
Na jego twarzy malowała się troska, ból i współczucie. Uśmiechnęłam się ciepło i pokręciłam głową.
-Nie. - wyszeptałam. - Już dawno wyzbyłam się lęku. Teraz martwię się, aby one nie skrzywdziły moich braci. Wiem, do czego są zdolne.
-Za bardzo się nimi przejmujesz. - powiedział, wstając z łóżka.- Potrafimy o siebie zadbać. Wbrew temu całemu chaosowi, Twoich podopiecznych nigdy bym nie wysłał na wojnę, Margaret. -uśmiechnął się szczerze. - Swoją drogą, nie zauważyłaś, że odkąd je przemieniłaś, to traktujesz je jak własne dzieci?
-Bo oni są moimi dziećmi. - uśmiechnęłam się. - Nigdy nie pozwolę ich skrzywdzić.
-No to teraz rozumiesz moje postępowanie względem Ciebie.
Jego usta drgnęły, a ja wybuchnęłam śmiechem. Alec mnie przemienił, lecz traktował mnie jak równą sobie. Zawsze stawał w mojej obronie, a ja świadoma, że mam w nim oparcie, mogłam ustabilizować się i zacząć panować nad swoim życiem. Troszczył się o mnie i obdarzył swoją wyjątkową przyjaźnią. Dowódca westchnął i pokręcił głową rozbawiony. Wstałam i poprawiłam swoje ciuchy. Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na Alec'a.
-My tu gadu gadu, a mamy sprawy do załatwienia. - zachichotałam. -Alec, jak myślisz? Ile czasu zajmie Grupie, aby wpaść mi z pomocą?
Zaskoczony dowódca zmrużył oczy i skrzyżował swoje ręce na piersi.
-Co Ty kombinujesz?
Zaśmiałam się i spojrzałam na drzwi.
-Zacznij liczyć na głos, kiedy usłyszysz moje słowa.
Alec skinął głową i oparł nonszalancko o ścianę. Skupiłam się i nadałam w myślach wiadomość, skierowaną do moich najbliższych przyjaciół. "Panowie, pomóżcie mi! Oni po mnie przyszli,są tutaj. Jestem u siebie w pokoju, pospieszcie się."Wyprostowana patrzyłam na drzwi. Alec zaczął liczyć.
-Jeden.. D..
Nie zdążył dokończyć, ponieważ do mojego pokoju wpadła pięcioosobowa grupa.
-Gdzie one są? - warknął Felix.
Wraz z dowódcą roześmiałam się. Musiałam użyć łóżka jako podpórki, ponieważ padłabym ze śmiechu na podłogę. Zatoczyłam się i usiadłam na miękkim materacu. Spojrzałam w gniewne oczy swoich przyjaciół.
-Podejrzewam, że gotują zupę z żab, czy innych gówien. - Rzucił rozbawiony Alec. - Panowie, jestem pod wrażeniem.
Ponownie się roześmiał, a ja spojrzałam niewinnie na mojego dowódcę.
-Przyszli pomóc swojej siostrze w potrzebie. W przeciwieństwie do Ciebie, ich czas reakcji był natychmiastowy. - powiedziałam słodko i zwróciłam wzrok ku przyjaciołom. - Prawda?
Usłyszałam warknięcia pełne złości ale też i rozbawienia. Nie zdążyli mrugnąć, a ja stałam obok, obejmując Lucasa i Felixa.
-Nie gniewajcie się chłopcy. - Pocałowałam obu w policzek. - Po prostu chciałam wam przypomnieć, że mieliśmy pojechać po Kate.
Robbie, który stał z tyłu, roześmiał się i oparł o ścianę.
-Mogłaś nam to powiedzieć, zamiast doprowadzać każdego do zawału.- warknął Mason.
Felix zachichotał i odwrócił się do przyjaciela.
-Ciężko jest doprowadzić wampira do zawału.
Mason pokręcił głową i spojrzał na mnie, a potem na Alec'a. Widząc rozbawione spojrzenie dowódcy prcyhnął i podszedł do mojej torby z ubraniami, którą wcześniej przywiozły wampiry, będące strażnikami domu mojego, Kate i Lucas'a. Oparłam dłonie na biodrach i spojrzałam wilkiem na przyjaciela.
-Czego tam szukasz? - spytałam zaskoczona. - Nie ma tam nic w Twoim rozmiarze.
Przyjaciele roześmiali się, a Mason wydał z siebie głuchy jęk. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego, wskakując mu na barana.
-Hej! - krzyknął rozbawiony. - Ja tutaj próbuję znaleźć Tobie jakieś ubranie, a Ty mi przeszkadzasz w pracy.
Zesztywniałam i powoli zeszłam z jego pleców. Kucnęłam przy nim, spojrzałam w oczy i pogładziłam dłonią po policzku.
-Biedaku. - jęknęłam. - Twoje podopieczne znowu zabrały Ciebie do centrum?
Za plecami usłyszałam rechot moich towarzyszy. Rzuciłam im krótkie spojrzenie i puściłam do nich oko.
-Masz. - warknął Mason, podając mi w ręce krótkie spodenki wraz z bluzką ukazującą pępek. - I idź weź prysznic, bo śmierdzisz potem i skażoną krwią. Ohyda.
Jego ciało przeszedł dreszcz, a ja szturchnęłam go łokciem w żebra. Faceci. Kiedy oni wracają z walki i są cali umorusani czerwoną mazią, my nie mamy prawa cokolwiek powiedzieć. Oni jednak nie mieli tego problemu, bo mówili prosto z mostu. Udawałam urażoną i wstałam na nogi. Pokręciłam głową, wciąż rozbawiona i ruszyłam w kierunku łazienki. Mijając Lucas'a, zauważyłam jak bacznie przygląda się ubraniom, które trzymałam w ręce.
-Kolor Ci się nie podoba? - prychnęłam.
Lucas'a wargi drgnęły, ale ostatkiem silnej woli powstrzymał się przed roześmianiem. Pokręcił głową i wskazał głową na okno.
-Twojemu styliście pomyliły się pory roku. - spojrzał kątem oka na Mason'a. - Jest zima, a Ty prawie ją rozebrałeś do naga.
-Jak dla mnie to ona może iść nawet nago. - dodał Alec.
Odwróciłam się do niego i wysunęłam kły. W jego oczach błysnęło rozbawienie, a ja nie byłam w stanie ukryć uśmiechu na mojej twarzy. To był właśnie te osoby, które przy najbardziej nieznośnych chwilach, potrafią poprawić mi humor. Moja własna, mordercza rodzinka. Rzuciłam ubrania Alec'owi i podeszłam do torby. Wyciągnęłam niebieskie jeansy, białą bokserkę i błękitną koszulę w kraty.
-Faceci. - mruknęłam, sięgając po tenisówki. - Podziwiam wasze partnerki.
Alec i Felix prychnęli, wyraźnie w dalszym ciągu rozbawieni.
-Kto ma partnerki, ten ma. - powiedział Alec, uśmiechając się od ucha do ucha. - Póki co to tylko Lucas, Mason i Adrian żyją pod kloszem.
-Nie masz czym się szczycić. - rzucił Adrian, przeciągając ostatnie słowo. - To nie oznacza nic innego, jak to, że kobiety na was nie lecą. W sumie przykra sprawa.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem i poszłam do łazienki. Słyszałam ich rozmowy,lecz starałam sie ignorować przechwałki Felix'a i Alec'a, którzy desperacko chcieli udowodnić swoją atrakcyjność. Dla mnie to było śmieszne, ponieważ każdy wampir był cholernie przystojny i atrakcyjny. Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Szorowałam swoje ciało tak długo, dopóki nie starłam krwi z mojej skóry. Orzeźwiona wyszłam i wytarłam się ręcznikiem. Pospiesznie ubrałam się w czyste ubrania i podeszłam do umywalki. Spojrzałam w lustro i zauważyłam coś dziwnego. Moje niebieskie oczy błyskały srebrnymi iskierkami. To było porażająco piękne. Moje ciało zesztywniało, gdy uderzyła mnie potęga znaczenia tej zmiany. Już kiedyś pewna osoba powiedziała mi, że moje oczy błyszczą uderzającym srebrem, co było miłym oderwaniem od widoku mojego zmasakrowanego ciała. To było w lochach, kiedy razem z Lucasem walczyliśmy o życie z wiedźmami. Zamknęłam je i modliłam się w myślach, aby czarownice jak najdłużej pozostawały w nieświadomości o połączeniu. To oznaczało, że pozostałam ich niewolnicą, dopóki nie zdejmą ze mnie zaklęcia, lub stworzycielka więzi padnie trupem. Drżącą ręką sięgnęłam po suszarkę i zaczęłam suszyć włosy. Całość zajęła mi około półgodziny. Wzięłam głęboki wdech i skierowałam się do drzwi. W pokoju stało sześć wampirów, które właśnie opróżniały mój mały zapas krwi. Błyskawicznie pojawiłam się obok schowka.
-Od kiedy to gustujecie w krwi łań? - mruknęłam, zamykając pod kluczem torebki z cieczą.
-Oj przestań, przestań. - powiedział uśmiechający się Lucas. -Jeśli jesteś już gotowa, to byłbym za wyruszeniem do mojej partnerki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz